Teksty z NIMBa: Między nauką a fantastyką albo romans badacza z przyszłością

 

Między nauką a fantastyką, albo romans badacza z przyszłością

Print Friendly Version of this pagePrint Get a PDF version of this webpagePDF


Aleksandra Janusz - Doktorantka w Pracowni Neurobiologii w IBD PAN im M. Nenckiego. Finalistka konkursu „Futuronauta". Po godzinach pisze opowiadania i książki fantastyczne.


Tekst ukazał się w NIMBie 15 (grudzień 2010)


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Unported.

Jesteśmy podobni. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że jesteśmy jednej krwi – naukowcy i fantaści, odkrywcy i twórcy. Nauka i fantastyka przyciągają ten sam typ umysłów. Ludzi, których fascynują konstrukcje, pomysły, szczegóły i granice niemożliwego. Czytelnik fantastyki lub pisarz fantasta jest w gruncie rzeczy badaczem na wakacjach.

Pisarze fantastyki lubią eksplorować przyszłość. Raz na jakiś czas przewidują trafnie i tych kilka przypadków sprawiło, że przypisuje się fantastyce właściwości profetyczne. A przecież autorzy znacznie częściej trafiają jak kulą w płot i wcale się tego nie wstydzą. Fantastyczne światy powinny być nie tyle prawdziwe, ile prawdopodobne. Mają prowokować, skłaniać do myślenia, zachwycać, drażnić. Wywoływać stan, który z angielska nazywamy „sense of wonder" – uczucie zadziwienia światem.

 

WIZJE (NIE)SPEŁNIONE

William Gibson bardzo się zżyma, gdy prasa nazywa go ojcem Internetu. „Przestrzeń wirtualna przedstawiona w Neuromancerze (wyd. 1984) jest całkowicie niepodobna do współczesnej" – twierdzi, a zaraz potem dodaje, że podążał tylko za trendami i był przekonany, że jeśli się nie pospieszy, ktoś uprzedzi jego pomysł. Karty kredytowe już od dłuższego czasu były dostępne w Stanach Zjednoczonych, kiedy u nas Janusz A. Zajdel napisał wizjonerską dystopię „Limes inferior" (1982). Do złudzenia je przypomina elektroniczny „Klucz", który funkcjonuje równocześnie jako środek płatniczy, narzędzie inwigilacji obywateli i wyznacznik statusu (na Kluczu jest zakodowana intelektualna kasta właściciela).

Arthur C. Clarke pracował przy radarach, później wymyślił satelity telekomunikacyjne. I voilá! Dziś nie wyobrażamy sobie bez nich życia. Gwoli sprawiedliwości, komunikacyjne zastosowanie satelitów opisał po raz pierwszy w publikacji naukowej, a nie w powieściach. My najlepiej znamy twórczość Clarke'a z filmowej adaptacji „Odysei kosmicznej 2001". Tymczasem początek wieku XXI dawno już za nami, a eksploracja kosmosu jakoś przystopowała, nie nadążamy również z opracowaniem sztucznej inteligencji podobnej do komputera pokładowego HAL 9000. Może to i dobrze.

Z kolei Ursula K. Le Guin wymyśliła ansibl, międzygwiezdne urządzenie do komunikacji szybszej niż prędkość światła. Niestety, prawdziwego ansiblu jeszcze nie wynaleziono. Nic w tym nagannego; autorka nie próbowała dokonać żadnego technologicznego odkrycia. Ansibl posłużył jej przede wszystkim jako narzędzie narracyjne. Ursula K. Le Guin jest pisarką o zacięciu antropologicznym. Większość jej książek, zwłaszcza wczesny cykl o międzygwiezdnej ludzkiej społeczności – Ekumenie – opisuje zderzenia kultur. Komunikacja, która pokonuje ograniczenia przestrzeni międzygwiezdnej, doprowadza do kontaktu między cywilizacjami oddalonymi od siebie o wiele tysięcy lat świetlnych.

 

ŚWIATY WYOBRAŻONE

Czasem fantasyka kreśli pełne rozmachu wizje alternatywnych światów. Kto wie, jak będzie wyglądać życie na Ziemi u kresu żywotu jej Słońca? Jack Vance pokusił się o taką wizję w cyklu nowel „Umierająca Ziemia". W jego świecie nieuchronnie zbliżający się koniec odebrał ludzkości ambicję. Przez tysiące lat wszystko zostało odkryte kilka razy od nowa. Starożytną technologię uznano za magię, cywilizacje dogorywają w oparach dekadencji, a najlepiej się wiedzie potworom, oszustom i łotrzykom. Nie znajdziemy w tej plastycznej, barwnej opowieści poprawności naukowej, ale i nikt, z autorem włącznie, nie zamierzał jej tam szukać.

Jedyny warunek, jaki się stawia fantastycznym światom, to spójność. Literatura, która opowiada o zmyślonych rzeczywistościach, musi kłaść nacisk na wewnętrzną logikę świata, inaczej sypnie się cała pieczołowicie zbudowana konstrukcja. Autorzy zarówno fantastyki naukowej, jak i literatury fantasy, są wprawnymi budowniczymi światów. Jako przykład można podać Anne McCaffrey, autorkę cyklu „Jeźdźcy smoków". Opowieść wykorzystuje rekwizyty fantasy – jest pseudośredniowieczny świat, są i smoki. Szybko się jednak okazuje, że mamy do czynienia z fantastyką naukową. Mieszkańcy kontynentu są potomkami ziemskich kolonistów. Zagrożenie, z którym walczą tytułowi jeźdźcy, pochodzi z jednego z księżyców planety. Jeżeli zaś chodzi o smoki… cóż, przeczytajcie sami.

Literatura fantastyczna podejmuje również zagadnienia humanistyczne. Pisarze zadają pytania o granice człowieczeństwa, o naturę cywilizacji. Peter Watts w „Ślepowidzeniu" stawia prowokującą tezę, że samoświadomość jest artefaktem ewolucji i czymś całkowicie zbędnym do utworzenia cywilizacji międzygwiezdnej. Charles Stross w „Accelerando" opisuje świat, gdzie wskutek rozwoju technologii informatycznych oraz sztucznych inteligencji stopniowo dochodzi do pojawienia się osobliwości – czyli punktu, w którym postęp technologiczny staje się zbyt szybki, aby ludzie byli w stanie za nim nadążać. Poul Anderson w krótkiej powieści „Olśnienie" przewiduje, jaki wpływ na cywilizację miałby globalny, gwałtowny wzrost ogólnej inteligencji, aż do wartości daleko przekraczających możliwości ludzkiego umysłu.

Uderzyłam w wysokie „C", a tymczasem fantastyka jest przede wszystkim literaturą rozrywkową. W prostej linii wywodzi się bowiem od powieści przygodowych i nie odcina się od swojego dziedzictwa. Wszyscy autorzy, których wymieniłam – w przeważającej części klasycy gatunku – kładą nacisk na fabułę, wiarygodnych bohaterów, nie stronią również od humoru. Oczywiście w gronie pisarzy fantastyki są i tacy, którzy eksperymentują z formą. W Polsce należy do nich Jacek Dukaj. Jego powieści uchodzą za trudne, istnieje nawet zjawisko snobowania się na czytanie Dukaja. Gdyby ktoś chciał zatopić zęby w twardszym kawałku literatury, polecam „Perfekcyjną niedoskonałość". Z wymienionych przeze mnie autorów trudniejsi są też Watts i Stross. Natomiast McCaffrey to doskonały wybór, jeżeli chcemy wrzucić na ząb coś lekkostrawnego, z nutą romansu.

 

NAUKA ZAINSPIROWANA

Przez lata twórcy fantastyki budowali relacje ze światem naukowym. Niektórzy, jak Mary Shelley we „Frankensteinie", ostrzegali przed zgubnymi konsekwencjami nieprzemyślanych eksperymentów. Motyw naukowca ukaranego za złamanie praw przyrody coraz rzadziej spotyka się w literaturze; pokochało go za to Hollywood. Jeżeli w filmie hollywoodzkim występuje naukowiec, możemy przypuszczać, że najpierw a) stworzy on monstrum/wirusa/ robota, b) monstrum wymknie się spod kontroli, c) co stworzy pole do popisu dla bohaterów pozytywnych.

Może zamiast straszyć, filmowcy powinni dla równowagi zekranizować powieść, gdzie nauka jest siłą pozytywną? Nadałby się do tego cykl „Fundacja" Isaaca Asimova. Autor, z wykształcenia fizyk (przeszedł na zawodowe pisarstwo w kilka lat po doktoracie), spopularyzował także koncepcję robotyki. Twórca japońskiego egzoszkieletu Hal5, Yoshiyuki Sankai, bez żenady przyznaje się do inspiracji powieściami Asimova – oraz fantastyką naukową w ogóle.

Gdyby ktoś chciał natomiast sięgnąć po pióro, czy też raczej po klawiaturę, i spróbować samemu – znajdzie się w dobrym towarzystwie. Naukowcami byli między innymi Clarke i Asimov, Le Guin wychowała się w otoczeniu uczonych (jej ojciec był cenionym antropologiem). Znam osobiście dwójkę pisarzy – doktorów biologii; warto sięgnąć po twórczość Agnieszki Hałas i Wawrzyńca Podrzuckiego. Badania wykazują również, że najwybitniejsi naukowcy często pielęgnują twórcze hobby. Pisarstwo nie zrobi z was automatycznie kandydatów do Nobla, ale da ujście wyobraźni i poprawi humor.

Co więcej, może się zdarzyć, że uda się wam przekazać wiedzę w formie atrakcyjnej, przygodowej fikcji. A to już bardzo dużo.

32 futuronautów zanurzyło się w przyszłość by opracować literackie raporty dotyczące tego jacy będziemy kiedyś tam za lat 100, 1000, 1 000 000.

Śladem ich pracy jest dwustustronicowy zbiór tekstów „Futuronauta. Najlepsze teksty futurystyczno-naukowe", który z dumą prezentuje CITTRU.

Maszyny do pisania książek, aplikacja gwarantująca szczęście, klinika leczenia zniewolenia to tylko przykłady futurystycznych wizji.

Zapraszamy do zwiedzania tych literacko-naukowych ogrodów przyszłości.

Książka dostępna w wersji elektronicznej na nowej stronie: www.cittru.uj.edu.pl oraz na www.futuronauta.cittru.uj.edu.pl na licencji CC-BY-ND